Niefortunny trend pozbawiania smartfonów wyjść słuchawkowych pomógł rozkwitnąć nowej gałęzi małych daców popularnie nazywanych donglami. Mamy dostępnych już sporo urządzeń tego typu, ale tym razem mamy do czynienia z propozycją od jednego z prawdziwych potentatów przenośnego świata audio. Recenzję niesamowitego Astell&Kern SP2000 ( Recenzja ) mam już za sobą, a jako że lubię kontrasty to postanowiłem zająć się również najmniejszym i najtańszym źródłem tegoż producenta, a mianowicie Astell&Kern PEE51. Ile cech charakteru tej koreańskiej marki udało się zawrzeć w tak małych gabarytach? Okazuje się, że nadzwyczaj dużo. Wygląd i budowa: Malutkie pudełko bo i zawartość bardzo symboliczna. Poza samym urządzeniem i instrukcją nie otrzymujemy żadnych akcesoriów. Szkoda, że zabrakło nawet przejściówki na duże gniazdo USB. Wykonanie i wygląd jak na Astell'a przystało to klasa sama dla siebie. Zarówno wtyczka jak i korpus zbudowane są z bardzo przyjemnego w dotyku metalu. Ozdobnikiem
Audiofilia Nervosa - niepokój wynikający z niekończącej się próby uzyskania najwyższej wydajności z własnego systemu stereo za pomocą najnowocześniejszych komponentów, kabli i użycia pewnych "ulepszeń". Głownym celem jest maksymalne docenienie muzyki jednak jest to pewna forma obsesji na punkcie elektroniki.