Przejdź do głównej zawartości

Shanling M0 Recenzja - Mistrz wagi lekkiej


Telefony które w ostatnich latach skutecznie wyparły małe i tanie odtwarzacze stają się w dzisiejszych czasach coraz większe i mniej poręczne, a w dodatku coraz częściej pozbawiane są wyjścia słuchawkowego. Rozwiązaniem mają niby być słuchawki bezprzewodowe jednak o te grające klasowo jest niezwykle ciężko. Co prawda można ratować się odbiornikami bluetooth, w które wpina się przewodowe słuchawki ale nadal pozostaje kwestia konieczności taszczenia ze sobą ciężkiego telefonu. Z pomocą przychodzi Shanling M0 który nie tylko może robić za odbiornik bluetooth ale też jest pełnoprawnym odtwarzaczem plików. Czy razem z małymi gabarytami i ceną zmniejszono również jakość dźwięku? Okazuje się że niekoniecznie.

Wygląd i budowa:

Zgrabniutkie pudełko o elegancko wyścielanym wnętrzu.


W środku poza odtwarzaczem i papierologią znajduje się jedynie kabel usb typ-c.

Szkoda że zabrakło choćby najprostszego etui jednak Shanling nie pozostawia nas całkiem na lodzie i daje możliwość dokupienia firmowych akcesoriów. Do wyboru mamy plastikowe etui z klipsem oraz bardziej eleganckie, skórzane.


Plastikowe zabezpiecza odtwarzacz jedynie z minimalnym stopniu i trzeba go traktować nie jako etui, a klips dający możliwość zaczepienia odtwarzacza za jakąś część garderoby. Na szczęście skórzane jest już bardziej zabudowane a do tego bardzo ładnie wygląda. Precyzja przy jego wykonaniu jest wysoka i nie może być inaczej bo ramki wokół ekranu mają dosłownie dwa milimetry grubości. Niestety aby zamontować klips skórzane etui musi zostać zdjęte.


Sam odtwarzacz jest w zasadzie kwadratowy i naprawdę malutki mając mniej więcej 4 na 4 centymetra. W całości metalowy z miło zaokrąglonymi krawędziami. Świetnie obrobiona, wysokiej jakości i całkowicie sztywna bryła - nic nie skrzypi. Pokrętło głośności również metalowe, to jednocześnie jedyny fizyczny przycisk służący za włącznik.


Ekran oczywiście malutki, całkiem dobrej jakości. Czytelny, wyraźny, z ładnymi kolorami o dobrej rozdzielczości. Reakcja na dotyk nie jest idealna i wymaga pewnej wprawy ale moim zdaniem jest do zaakceptowania.

Góra


Lewy bok - slot na karty SD


Prawy bok - pokrętło głośności i włącznik w jednym


Dół - USB typ-C oraz złącze słuchawkowe 3.5mm


Nie wyczułem żadnych odbiegających od normy szumów czy pracy elektroniki więc czystość sygnału zasługuje na pochwałę. Moc jest w zupełności wystarczająca do wszelkich słuchawek przenośnych, czy wręcz imponująca patrząc przez pryzmat rozmiaru. W przypadku tych bardziej wymagających i stacjonarnych będzie potrzebny dodatkowy wzmacniacz. Bateria o pojemności ledwie 630mah o dziwo wystarcza na pracę do 15 godzin co jest wynikiem ponadprzeciętnym.

Od lewej: Sony WM1A, Sandisk Sansa Clip+, Shanling M0, Samsung Galaxy S9+

Nie mamy dostępnej żadnej pamięci wbudowanej, jedynie slot na karty SD. Zaaplikowałem wypełnioną po brzegi kartę 200gb, a odtwarzacz bez żadnych protestów przeskanował ją w kilka minut i był gotowy do pracy.


System i funkcje:

M0 działa pod kontrolą autorskiego, dość prostego systemu. Mając na uwadze malutki ekran dotykowy oraz dostępny jedynie jeden przycisk fizyczny, trzeba przyznać że twórcy odwalili przy nim kawał dobrej roboty. Odtwarzacz uruchamia się jedynie kilka sekund, system działa bardzo szybko i dość płynnie.



Menu posiada duże i bardzo czytelne ikony. Cofamy się przesuwając palcem od lewej do prawej, natomiast przytrzymując palec na dowolnym ekranie przez około 2 sekundy cofamy się prosto do głównego menu. Przyciskowi w pokrętle głośności, możemy przypisać dodatkowo pewne funkcje pod dwu i trzykrotne kliknięcie. Tutaj, super przydatne dla mnie okazało ustawienie play/pauza przez dwukrotne kliknięcie. Szkoda natomiast że zabrakło możliwości blokady pokrętła głośności przy wyłączonym ekranie.


Pewne rzeczy zabierają więcej czasu lub wymagają dodatkowych kroków przez ograniczoną ilość tekstu jaka może być wyświetlana na ekranie. Przeglądając dużą bibliotekę widzimy jedynie 4 albumy naraz i to z poucinanymi nazwami które zaczynają się scrollować dopiero po przesunięciu po nich palcem. Podobnie sprawa wygląda z głównymi ekranami (liczba mnoga) podczas odtwarzania gdzie funkcje takie jak play, next znajdują się na jednym ekranie, ale skok do danego czasu już na kolejnym i trzeba między nimi się przełączać. Całościowo uważam że jest naprawdę dobrze, ale trzeba mieć realistyczne oczekiwania co do wygody obsługi tego maleństwa.


Liczba funkcji w dużej mierze standardowa dla nowoczesnych odtwarzaczy. Posiada szeroką gamę obsługiwanych plików, tryb gapless czy usb dac. Zabrakło natomiast equalizera parametrycznego i są jedynie predefiniowane ustawienia typu Club, Dance, Rock itp. Na ten moment są one jednak moim zdaniem bezużyteczne i każde z nich psuje dźwięk w dość znaczący sposób. Przykładowo ustawienie Bass nie dodaje ani trochę basu jedynie ucina wszystkie inne zakresy.

W urządzeniu znalazło się miejsce nawet dla dwukierunkowego Bluetootha z obsługą trybów SBC, AAC, aptX i LDAC. Sparowałem bezprzewodowe słuchawki 1More iBFree oraz telefon Samsung Galaxy S9+, w tym drugim przypadku M0 robił za odbiornik i nie odnotowałem najmniejszych problemów z działaniem bezprzewodowym.


Brzmienie:

Od pierwszych minut brzmienie zaskoczyło mnie zadziwiająco dojrzałą prezentacją na tę półkę cenową. Wydawało mi się że tani odtwarzacz i w dodatku super mały więc będę musiał również obniżyć oczekiwania dla jakości dźwięku, a tak że pogodzić się z różnymi dziwactwami w balansie tonalnym. To co jednak usłyszałem to dźwięk sprawiający wrażenie bardzo czystego o wyjątkowo wysokiej transparentności. Jest dosyć neutralnie ale przede wszystkim przejrzyście. Dźwięk podawany z bardzo bliska co w połączeniu z jego wysoką czystością i bardzo czarnym tłem daje studyjną intymność.

Wysokie tony są liniowo złagodzone i spokojne. Uniknięto drastycznego ucinania pasma często nazywanego roll-offem przez to uczucie niedostatku jakoś specjalnie nie doskwiera. Nie ma tutaj iskrzenia czy ogromnych pokładów powietrza ale za to nie ma nieprzyjemności, sztuczności i szeleszczenia. Jest gładko, nienachalnie i całkiem realistycznie.

Średnica w gruncie rzeczy neutralna bez wyraźnych nierówności choć wyższa część jest za to odrobinę odchudzona jeśli chodzi o wypełnienie co sprawia, że instrumenty mają wyraźnie zarysowane i utwardzone krawędzie co stanowczo podnosi separację kosztem nasycenia. Nie przesadzono z tym jednak i nie ma na co narzekać, tym bardziej że niższa średnica razem z basem zostały znowuż odrobinę pogrubione. W sumie daje nam to doniosłą, niby grubszą, a jednak całkiem przejrzystą średnicę

Bas całkiem dobrej jakości nieznacznie podbity w jego wyższej części o dobrym impakcie i kontroli. Ładnie współgra z pogrubioną niższą średnicą i tworzą razem harmonijny byt.  Nie schodzi do samego dołu ale podobnie jak wysokie nie czuć jakiegoś konkretnego cięcia, a raczej stopniowe wygaszanie - im niżej tym mniej.

Zaskakująco dobra separacja i transparentność choć sama rozdzielczość nie jest specjalnie imponująca. Mała przestrzeń wraz z bliskim pierwszym planem potęguje jeszcze bardziej intymną atmosferę.

Nie chcę też zostać źle odebrany, że odtwarzacz pozamiatał wszystko bo tak nie jest. W bezpośrednim porównaniu do o wiele droższych i większych konstrukcji słychać co się traci. Konkretnie to traci się ekspansywną scenę, pewne dociążenie średnicy, rozciągnięcie pasma, uczucie obcowania z dużym dźwiękiem, a mikrodetale są trudne do uchwycenia. Czy można mu to mieć za złe? Absolutnie nie. Gdybym nie wiedział co to gra i ktoś mi po prostu podał słuchawki to oceniłbym urządzenie bazując na samym dźwięku na dwukrotnie droższe.

Podsumowując dźwiękowo brzmi o wiele lepiej niż suma jego składowych. Szczerze przyznaje że skompilowanie powyższego opisu sprawiło mi sporą trudność, a to dlatego że w dźwięku M0 nie ma żadnych istotnych wad i brzmi po prostu klawo, a przede wszystkim bardzo równo pod względem jakości. Zupełnie tak, jakby zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczeń i umiejętnie ukrywa je pod zaletami. Ustawia się jak doświadczona modelka do zdjęcia - zawsze lepszym profilem i zawsze do odpowiedniego światła przez co całościowo sprawia znacznie lepsze wrażenie niż podczas rozkładania każdego aspektu urody na czynniki pierwsze.


Filtry cyfrowe
Zaimplementowano jak to w większości dzisiejszych odtwarzaczy bywa wbudowane w kość dac filtry cyfrowe. Ich działanie w zależności od repertuaru i słuchawek waha się między praktycznie niesłyszalnymi zmianami a subtelnymi. Mnie najlepiej zabrzmiał z filtrem Brick wall i to na nim przeprowadzałem większość odsłuchów.


Porównania:

Hiby R3 (Recenzja) - posiada o wiele więcej basu który nie jest wybitnej jakości, a tak że o wiele więcej góry która za to już jest wcale niczego sobie dzięki czemu brzmi efektowniej jednak niekoniecznie lepiej z punktu widzenia technikaliów. M0 sprawia wrażenie klasowego, całkiem wysublimowanego urządzenia. Jest równiejszy od strony jakościowej i żadne pasmo nie jest wyraźnie lepsze więc w gruncie rzeczy wybór między nimi będzie uzależniony od podpinanych słuchawek i osobistych preferencji. Obydwa są bardzo muzykalne, R3 jest bardziej żywiołowy a M0 stonowany i opanowany. M0 jest tańszy i mniejszy, ale nieco trudniejszy w obsłudze i z mniej rozbudowanym systemem oraz funkcjonalnością.

Samsung Galaxy S9+ - niby dwa zupełnie różne urządzenia jednak sądzę, że część osób może stanąć przed wyborem na czym słuchać muzyki: telefon czy tani i niewielki odtwarzacz. S9+ posiada większa przestrzeń ale nieco oddalony pierwszy plan. Dźwięk dość płaski, powściągliwy, trochę bez życia, brakuje mu wyrazistości i kolorytu. M0 bardziej bogaty, głęboki dźwięk o większej kulturze, bardziej dosadny, muzykalny, gładszy z większą dynamiką i finezją.

Cowon S9 - posiada większą przestrzeń, więcej powietrza zwłaszcza na górze pasma, mniej basu, odrobinę wyższa rozdzielczość i precyzja. M0 to łagodniejsze i gładsze wysokie tony, cieplejsze brzmienie, kapkę bardziej basowe i grubsze. S9 bardziej po audiofilsku, a M0 przyjemniej i łatwiej w odbiorze. Poziom jakościowy zbliżony i choć dzięki większej przestrzeni i precyzji skłaniałbym się ku Cowonowi jednak ostateczny wybór oparłbym na synergii z danymi słuchawkach. Cowon ma większy ekran o słabej responsywności i brakuje mu nowoczesnych rozwiązań w stylu Bluetooth czy USB Dac więc M0 w zasadzie jest bardziej funkcjonalny, acz wcale nie łatwiejszy w obsłudze.


Podsumowanie:

Wydawać by się mogło że przez swoje niewielkie gabaryty i cenę Shanling M0 to będzie świetny kompan do wszelkich aktywności fizycznych i w istocie tak jest. Posiada jednocześnie zbyt dobrej klasy dźwięk i zbyt wiele innych pozytywów, aby go sprowadzić tylko do tej jednej roli. Jest doskonale wykonany, świetnie wyceniony, całkiem przyjazny w obsłudze, może pracować jako USB Dac i odbiornik Bluetooth, nie ma też problemu z obsługą słuchawek bezprzewodowych czy dużych kart SD. Jeśli zależy Ci na większej funkcjonalności i łatwości obsługi, musisz zainwestować w coś z większym ekranem tyle że wcale nie musi to oznaczać że w gratisie otrzymasz również lepszy dźwięk niż serwuje M0. Jedno jest dla mnie jednak całkowicie jasne. Najmniejszy Shanling sprawia że odbiorniki bluetooth często podobnej wielkości i w porównywalnej cenie stają się sprzętem totalnie zbędnym i wręcz przestarzałym. Jako odtwarzacz zagrał też moim zdaniem jednoznacznie lepiej niż nieźle grający, nowoczesny smartfon. Do tej pory nie spotkałem się równie tanim i małym odtwarzaczem który nawet zbliżyłby się do jakości oferowanej przez Shanlinga i to ostatnie zdanie chyba mówi wszystko. Polecam.

Strona producenta: http://en.shanling.com/

Serdecznie dziękuję Audeos.pl za użyczenie sprzętu do recenzji.

Dodatkowo specjalnie dla czytelników został przygotowany kod rabatowy: nervosa5 dający -5% na całą ofertę sklepu.




Komentarze

  1. Dobra recenzja, poza lekkim problemem z ortografią (tak że zamiast także). Na jej podstawie można zdecydować o ewentualnym kupnie. Wiadomo najlepiej każdy sprzęt przetestować, ale nie zawsze jest okazja

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ranking słuchawek dokanałowych IEM

Poniżej znajduje się ranking słuchawek dokanałowych, które miałem okazję przetestować. OGÓLNE WYTYCZNE - Ocenie podlegał wyłącznie dźwięk. - Konkretne numerowane pozycje na liście to moje subiektywne odczucia i kolejność w jakiej bym po nie sięgał. - Sprzęt przypisany do danego działu obiektywnie jest na porównywalnym poziomie. - Cena nie ma wpływu na ocenę, podana jest wyłącznie w celach informacyjnych. - Lista ma charakter rozwojowy i kolejne pozycje będą dodawane w ramach możliwości. - Jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić! DEFINICJE POZIOMÓW End Game - słuchawki wyznaczające nowe granice tego co jest fizycznie możliwe Ultra High End - słuchawki ze swoim brzmieniowym charakterem jednak w zasadzie już bez wad - świetne pod każdym względem. High End - w pewnych aspektach brzmienie na poziomie Ultra jednak w innych do tego poziomu brakuje Mid End - po prostu bardzo dobre brzmienie Entry Level - poziom który pozwala już w pełni cieszyć się muzyką be

Chord Mojo 2 Recenzja - Kieszonkowy dynamit

Brytyjski Chord nie rozpieszcza nas ilością nowości natomiast, jak już coś wypuszcza to zawsze tworzy tym nie małe zamieszanie. Długo musieliśmy czekać na następcę super popularnego Mojo, ale oto w tym roku ukazał się i on. Pozornie, z zewnątrz Mojo z numerkiem 2 nie przynosi rewolucji jednak zmian w środku jest całkiem dużo zarówno od strony funkcjonalności jak i dźwięku. Ciekawskich czy to ewolucja, rewolucja czy może po prostu zmiana kierunku zapraszam do poniższej recenzji. Wygląd i budowa: Malutkie pudełko, niczym specjalnie się nie wyróżniające. W środku poza samym urządzeniem znajduje się jedynie kabel usb który w dodatku jest śmiesznie krótki. Nadaje się jedynie do sprawdzenia czy urządzenie działa i to w zasadzie tylko z laptopem ponieważ jest zbyt krótki aby sięgnąć do gniazd usb w desktopach, a do połączenia z telefonem potrzebna jest dodatkowa przejściówka z innym złączem lub najwygodniej po prostu inny kabel. Mojo2 zachowuje maleńkie gabaryty poprzednika, a i wygląda oraz

Audio Technica ATH-ADX5000 Recenzja - Prawie ideał

Audio Technica to bardzo znany japoński producent sprzętu audio, który jakimś cudem nigdy na łamach mojego bloga nie gościł. Bohater niniejszej recenzji to ni mniej, ni więcej flagowy model otwartych słuchawek wokółusznych tegoż producenta. ATH-ADX5000 wycenione na około 10 tys zł to koszt wysoki chociaż przy coraz bardziej absurdalnych cenach innych modeli to już w zasadzie cenowo średnia półka jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Czy to w takim razie okazja czy może niekoniecznie dowiemy się (mam nadzieję) z poniższej recenzji. Wygląd, budowa i akcesoria:   Słuchawki sprzedawane w ładnym choć dość zwyczajnym kartonie, którego niestety pokazać nie mogę bo go nie posiadam. Na szczęście posiadam za to jego zawartość. Miękko obita i gustowna walizeczka jako etui to świetny pomysł. Środek wyścielany przyjemnym materiałem z miejscem na słuchawki i kabel. To niestety wszystko. Brak jakichkolwiek akcesoriów choćby przejściówki na inną wtyczkę niestety smuci. Słuchawki posiadają ciekawy wygl